poniedziałek, 21 października 2013

GROŹBY SPOŁECZNOŚCIOWE

Nowy rodzaj komputerowych wirusów wykorzystuje do rozprzestrzeniania się najsłabsze ogniwo systemu – nasze umysły

Dostałem dramatyczną wiadomość. Mój kuzyn D.F. Stanislawski zginął tragicznie na jednej ze środkowoafrykańskich dróg. Nie znałem go, ale okazuje się, że jestem głównym spadkobiercą. Uprzejmy adwokat, który mnie o tym poinformował, napisał w e-mailu, że czeka na mnie 12 milionów dolarów. Muszę się tylko z nim skontaktować. Co robisz, gdy dostajesz taki list? Natychmiast wyrzucasz go do e-śmietnika-.
A teraz wyobraź sobie, że przychodzi inny list, napisany po polsku. Dowiadujesz się z niego, że Wojtek, u którego byłeś dwa tygodnie temu na imprezie, miał w Egipcie poważny wypadek. Wraz z córką Anią leży w tamtejszym szpitalu, a jego żona Kasia próbuje zorganizować ich transport do kraju. Pojawiły się jednak problemy z ubezpieczycielem i trzeba szybko zebrać pieniądze. Pomaga im w tym autor listu Marek Jankowski, dobry znajomy Kasi i Wojtka. Przesyła numer konta z prośbą o szybką wpłatę, bo sytuacja jest krytyczna. Co łaska, rzecz jasna. Podaje numer telefonu do siebie, bo komórka Kasi została po wypadku skradziona.

I co? Wyrzucisz od razu? Raczej trzy razy się zastanowisz. Być może do pomocy dobrym znajomym przekona cię mnogość szczegółów, informacja o imprezie sprzed dwóch tygodni, imiona rodziny, a wreszcie to, że faktycznie Wojtek miał jechać do Egiptu. Wpłacasz.
Gratuluję. Właśnie padłeś ofiarą nowego typu internetowego oszustwa. Choć wyrafinowane, opiera się na prostym podstępie – nakłonieniu ofiary, by udostępniła informacje o sobie zgromadzone w serwisie społecznościowym. Sposób jest prosty. Wystarczy napisać aplikację, jakich na Facebooku wiele. Zachęcają choćby do zobaczenia filmu, po którym już trzy osoby zasłabły ze śmiechu. Gdy dostajesz taką propozycję od znajomego, zwykle klikasz w link. Jednak zamiast obiecanych atrakcji widzisz ekran, na którym napisane jest, że już za moment, już za sekundę – jeszcze tylko trzeba nacisnąć przycisk „zezwól”. Oczywiście naciskasz i faktycznie trafiasz do galerii wątpliwych żartów.

Właśnie zmarnowałeś dwie minuty swojego życia i kompletnie się odsłoniłeś. Bo program, który zaakceptowałeś, uzyskał dostęp do kompletu twoich danych osobowych. Facebook pytał co prawda, czy się na to zgadzasz, ale kto by czytał te wszystkie szczegóły. A tymczasem głupi filmik był tylko przykrywką mającą skłonić cię do wciśnięcia magicznego „zezwól”. Twórca programu wie o tobie wszystko, co kiedykolwiek wrzuciłeś na Face-booka. Wszelkie ustawienia prywatności przestały mieć znaczenie – od razu widać, że robiłeś imprezę, jak nazywają się twoja żona i córka, kiedy wybierasz się do Egiptu. Na dokładkę dostaje adresy e-mailowe twoich znajomych. Proste?

Choć opisany scenariusz nie miał jeszcze w Polsce miejsca, to przed podobnymi oszustwami zaczynają ostrzegać specjaliści od bezpieczeństwa sieciowego. Okazało się bowiem, że nasza nabyta przez lata obcowania z komputerowymi wirusami odporność kompletnie zawodzi w przypadku serwisów społecznościowych. Dlaczego tak się dzieje? To zapewne efekt działania dwóch czynników – sprytnej psychotechniki wykorzystującej naszą ciekawość oraz atmosfery zaufania, jaką wytwarza obracanie się w gronie znajomych i przyjaciół. – Zbyt beztrosko korzystamy z portali społecznościowych – ocenia Michał Iwan, dyrektor zarządzający firmy stylem. – Równocześnie tego typu serwisy wciąż znajdują się w fazie intensywnego pozyskiwania użytkowników i dopiero uczą się brać odpowiedzialność za ich bezpieczeństwo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz